Kiedy wreszcie weszli po schodkach, naprawdę wielu schodkach, znów znaleźli się w chłodni Sama. Tony zastawił wejście półką.
- A... Jak oni wszyscy wyjdą? - Em spojrzała na chłopaka i pokazała na półkę.
-
Rzadko wychodzą. Ale jak będą musieli to sobie poradzą - uśmiechnął się
i wyszedł z chłodni. Emily, coraz bardziej zaskoczona tym wszystkim
(chociaż nadal nie była zaskoczona AŻ TAK jak wczoraj, kiedy Jess
podarowała jej sztylet), wyszła za nim.
- Tony! -
uśmiechnął się Sam na widok chłopaka. - Tyle się nie widzieliśmy. Co
porabiałeś w tym okropnym podziemiu? Długo tam siedziałeś?
- Całkiem niedługo. Ale ciebie nigdy nie ma jak ja wychodzę - uśmiechnął się, oparty o ladę.
- O Em, ty też jesteś? - Sam zdawał się nie zauważać jej wcześniej. - Przecież szukałaś Jess. I wyszłaś na powierzchnię z Tonym.
-
Mhm - Emily była lekko poirytowana. Miała dość towarzystwa Tony'ego. - Idę. –
oznajmiła im tylko i ruszyła do domu. Pędziła przez uliczki, by jak
najszybciej tam dotrzeć. Nagle wpadła na jakiegoś mężczyznę. Przeprosiła
go i chciała popędzić dalej, lecz on złapał ją za ramię. Gdy chciała
się wyszarpnąć, facet zacisnął palce na jej ramieniu i przyciągnął do
siebie. Jego ruchy były szybkie i pewne. Wyszarpnął zza paska nóż i
przyłożył jej go do gardła. Czuła na szyi chłód stali i gorący oddech
mężczyzny. Ostrze lekko naruszyło jej skórę tak, że poczuła ciepłą ciecz
na szyi. Nagle jednak... uścisk zelżał, a nóż odsunął się od jej
gardła. Odetchnęła z ulgą. Po drugiej stronie uliczki stał nie kto inny
jak Tony. Podszedł do niej szybkim krokiem i wyjął z pleców mężczyzny
sztylet, tak bardzo podobny do tego, który miała w torbie.
-
Musisz uważać - rzucił, tak jakby nic się nie stało. - To jeden z
Nieżyczliwych... Najwidoczniej już o tobie wiedzą. Nie jesteś tu
bezpieczna. Chodź - złapał ją pod ramię tak, że nie mogła się
wyszarpnąć. Zaprowadził ją do domu. Kątem oka zerknęła na siebie w
lustrze. Wyglądała dość mizernie, sama nawet nie mogła dojść dlaczego.
- Em, gdzie ty się podziewałaś? - mama wypadła z kuchni i prawie rzuciła jej się na szyję.
-
Można powiedzieć, że byłam u Sama... - odwróciła się chcąc poszukać
pomocy u Tony'ego. Chłopak stał oparty o ścianę i oglądał zdjęcia
postawione na szafce, jednak nic nie powiedział. - Tony, możesz coś
powiedzieć?
Podszedł do Em i położył jej rękę na ramieniu. Był sporo wyższy od niej.
-
Emily jest potrzebna naszemu Stowarzyszeniu. Nie mogę powiedzieć nic
więcej. Ona sama wie niewiele - mówił delikatnym, miłym głosem. Jej mama
wpatrywała się w niego z lekkim osłupieniem. - Nie mamy czasu. Zabierz
jakieś najpotrzebniejsze rzeczy...
- J-jak to? - pani Wels przerwała Tony'emu. - Emily... ty wyjeżdżasz? Jak to? Gdzie? Po co? - zasypała ich oboje pytaniami.
- Emily, idź. Ja się nią zajmę - popchnął Em w stronę schodów.
∞
Wrzuciła
do małego plecaka trochę najpotrzebniejszych ubrań, sztylet od Jess,
telefon i ładowarkę, książkę oraz słuchawki. Jeszcze raz sprawdziła czy
ma wszystko i zbiegła po schodach. Tony siedział w kuchni z jej mamą,
która kurczowo trzymała go za rękę, ale widać, że była już bardziej
spokojna. Kiedy ją zauważyli wstali, prawie że równocześnie.
- Jesteś gotowa? - Tony patrzył na nią swoimi przenikliwymi oczami.
-
Tak - pokiwała głową. Mama podeszła do niej i ją uściskała. Gdy ją
puściła, Emily zobaczyła łzy w jej oczach, ale było w nich również
zrozumienie. - Chodźmy już - Em złapała chłopaka za rękę i pociągnęła w
stronę wyjścia, by uniknąć większej ilości łez i ckliwych pożegnań. -
Gdzie idziemy? - zapytała gdy wychodzili na ulicę.
- W zasadzie, to będziemy jechać - rzucił. - Załóż kaptur.
Wykonała szybko jego polecenie.
∞
Dość długo jechali pociągiem. W którymś momencie Emily zasnęła. Nie
wiedziała kiedy i nie wiedziała ile spała. Tony obudził ją gdy z całą
pewnością byli już poza ciepłą Kalifonią.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała próbując jak najmniej rozwinąć się z kłębka, w który zwinęła się śpiąc. - Zimno - zakomunikowała.
-
W Indianie. Masz - rzucił jej swoją bluzę. - Chodź – dodał chwilę
później. Złapał ją za dłoń i pociągnął za sobą, tak że ledwie co zdążyła
chwycić plecak. Wyszli z pociągu - Tony cały czas się rozglądając - i
stanęli na peronie, na którym kręciło się mnóstwo ludzi. Emily wodziła
oczami za niektórymi ludźmi, po ich twarzach, sylwetkach i ubraniach.
Tony nadal trzymał ją za rękę. Gdy splótł swoje palce z jej i
przyciągnął do siebie by ją przytulić, poczuła, że coś jest nie tak.
- Tony? - szepnęła, podnosząc głowę i rzucając mu pytające spojrzenie.
- Za chwilę - odpowiedział i objął ją mocniej. - Ok - puścił ją wreszcie i jeszcze raz się rozejrzał.
-
Co się dzieje? - zapytała lekko zdezorientowana. Nadal nie rozumiała
dlaczego musieli wyjechać z ciepłej Kalifornii, by tłuc się po jakiś
starych peronach w Indianie. Westchnęła cicho.
-
Oni są wszędzie. Musimy jak najszybciej się stąd zwijać - w mgnieniu oka
zaczął przeciskać się między ludźmi. Em ruszyła za nim, ale z racji, że
zrobiła to chwilę później musiała trochę podbiec, mamrocząc słowa
przeprosin do przechodniów.
- Wyjaśnisz mi o co
dokładnie chodzi? - spojrzała na niego. O mało co nie wpadła na faceta w
średnim wieku trzymającego kubek z gorącą kawą.
-
Na pewno nie teraz - złapał ją za dłoń i pociągnął ją za sobą wzdłuż
peronu. Przeszli przez dworzec i zatrzymali się przed wejściem. Stało
tam kilka taksówek. Emily spojrzała za siebie. Na budynku stacji widniał
wielki napis INDINAPOLIS. "Nie można było gdzieś bliżej? Albo gdzieś
gdzie byłoby ciepło?" pomyślała. Wsiedli do jednej z wolnych taksówek.
Tony polecił kierowcy by pojechał na lotnisko.
- Lotnisko? - Emily zamrugała kilkakrotnie. - Gdzieś lecimy?
- Wyjaśnię ci później - uciął chłopak.
- Świetnie - Em założyła ręce na piersi i wpatrzyła się obrażona w budynki i drzewa za oknem.
∞
Kiedy
dojechali na miejsce, Tony musiał prawie wywlec Emily z taksówki. Gdy
wreszcie mu się udało złapał ją mocno za rękę i weszli - Emily bardzo
niechętnie - na lotnisko.
- Wiemy w ogóle gdzie lecimy? - spytała Ems.
-
Za chwilę się dowiesz. Jak kupię bilety. Idź do tamtej kawiarenki -
pokazał na tę najbliżej kas - zamów sobie kawę czy coś i czekaj na mnie -
odszedł do kolejki. Emily powlokła się do kawiarni i usiadła przy
jednym z wolnych stolików. Wkrótce podeszła do niej kelnerka i
opryskliwie zapytała czego sobie życzy. Em zamówiła zieloną herbatę i
grzecznie czekała na Tony'ego. Była właśnie w połowie opróżniania
filiżanki, gdy chłopak wrócił.
- Zła wiadomość: lecimy dopiero jutro - oznajmił siadając i wzdychając ciężko.
- Czy mogę wreszcie dowiedzieć się GDZIE? - zapytała podkreślając ostatnie słowo.
- Dopij herbatę. Idziemy - ponaglił ją, a sam wstał. Odstawiła
filiżankę. Nie miała już ochoty na herbatę, która zresztą zdążyła
ostygnąć. Wstała i ruszyła posłusznie za nim. Wyszli z lotniska,
wyminęli kilka budynków i znaleźli się przed dość obskurnym domem. Nad
drzwiami widniała tabliczka: "Wolne pokoje. Zapraszamy!", lekko
obdrapana i trochę przegniła.
- Tony... Co my tu robimy? - spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Będziemy tu spać. Chodź - podszedł do drzwi i jak gdyby nigdy nic wszedł do środka. Emily niepewnie weszła za nim.
- Jesteś pewien, że to hm... bezpieczne miejsce?
- Najbezpieczniejsze jakie znam.
-
A jest tu ktoś... no nie wiem... kto tym zarządza? - zapytała
rozglądając się po pomieszczeniu. Było tu całkiem ładnie. Gdyby nie to,
że bardzo brudno.
- Prędzej czy później ją
spotkasz. Znaczy pewnie jeszcze dziś - uśmiechnął się i ostrożnie wspiął
się po schodach. Em, chcąc nie chcąc, zrobiła to samo.
_______________________________________________
Z racji, że ja (jako dziwne dziecie) nie mogłam powstrzymać się od poszukania w internecie zdjęć osób, które byłyby choć trochę podobne do moich głównych bohaterów tj. Emily i Tony'ego i znalazłam takowe (yey!) to wrzucam ich tutaj niech sobie siedzą i ładnie wyglądają ;)