środa, 28 sierpnia 2013

Infinity - Rozdział 3

 Zapraszam do lektury 3 rozdziału "Infinity", który jest nieco krótszy od poprzednich, ale myślę, że nadrabia treścią ;) Jednym słowem: trochę się podzieje :)
+Zapraszam do śledzenia mojego tumblra, na którym będą pojawiać się zapowiedzi rozdziałów klik :)
_______________________

- Jak było na zakupach? - spytał Sam podając jej puszkę coli.
- Byłoby świetnie - rzuciła Em spoglądając na niego. - Gdyby nie Margaret.
- Czyli w miarę udane? - zaśmiał się chcąc poprawić jej humor. Emily również się roześmiała. Sam był typem człowieka, którego nie dało się nie lubić. Zawsze uśmiechnięty, tylko on potrafił wysłuchać Emily. Słuchał o Zachu, o matce, o jej własnych problemach, o których nie mówiła nikomu innemu. Jemu ufała najbardziej. Owszem, przyjaźniła się z dziewczynami i chłopakami ze szkoły (wolała nawet przebywać z chłopakami, którzy chyba byli zbyt głupi, żeby ogarnąć dwulicowość), ale nigdy nie zwierzała im się ze swoich problemów.


Jeszcze chwilę rozmawiała z Samem, po czym postanowiła wrócić do domu. Była już znużona całym tym dniem, chociaż rozmowa z Samem ją odprężyła i pozwoliła jej na chwilę miłego nie przejmowania się.
Ruszyła powoli ulicą, nie poszła jednak prosto do domu, tylko chwilę powłóczyła się po osiedlu. Mijała rzędy identycznych domków, różniących się jedynie samochodami na podjazdach i ogródkami. Przejrzała listę piosenek na swoim telefonie i wybrała "Stereo Hearts" Gym Class Heroes. Podśpiewując cicho, ruszyła dalej.
Bardzo powoli robiło się ciemno, ale Em bynajmniej to nie przeszkadzało. Po przesłuchaniu kilku piosenek wyłączyła muzykę i wsłuchała się w wiatr, który poruszał delikatnie liśćmi na drzewach i krzakach. Gdy doszła do pobliskiego parku, usiadła na najbliższej ławce. Park był prawie pusty - była to bowiem pora wieczornych wiadomości i dobranocki. Podciągnęła nogi na ławkę by usiąść po turecku i poprawiła koczek, który przez cały dzień zdążył jej się popsuć. Nagle przysiadła się do niej jakaś dziewczyna. Em rozejrzała się po parku. Było mnóstwo wolnych ławek, ona jednak wybrała tą, na której siedziała Emily. Była na oko w wieku Em, miała krótkie, obcięte na chłopaka czarne włosy. Była ubrana w luźne bermudy i dopasowaną bluzę. Em zmarszczyła lekko brwi. Zawsze czuła się nieco nieswojo w towarzystwie obcych ludzi.
- Jesteś Emily prawda? - Em aż podskoczyła z zaskoczenia. Dziewczyna miała przyjemny głos o ciepłej barwie.
- T-tak - powiedziała zaskoczona i spojrzała na nią niepewnie.
- Chodź - złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.
- O co chodzi? - Emily wstała posłusznie i poszła za nią. Gdy nie odpowiadała Em ponowiła pytanie. Dziewczyna jednak nadal nic nie mówiła. Kiedy doszły na koniec parku, nieznajoma rozejrzała się nerwowo.
- Nazywam się Jessie. Nic innego nie mogę ci powiedzieć. Znaczy na razie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie i... - znów się rozejrzała - masz. - włożyła jej do ręki zgrabny sztylet.
- Po co mi to? - zapytała patrząc na ostry sztylet. Był przepiękny. Wykonany z lekkiej stali, idealnie leżał w jej dłoni.
- Do obrony. Jakbyś potrzebowała - wyjaśniła Jessie. - Jeśli będziesz coś ode mnie chciała, to daj znać Samowi. On wie gdzie mnie szukać - powiedziała Jess i prawie momentalnie zniknęła między liśćmi pobliskich krzewów. Em jeszcze raz popatrzyła na sztylet, po czym włożyła go ostrożnie do torby. Przeszła szybko przez park rozglądając się. Co na myśli miała Jessie dając jej ten przeklęty nóż. Przecież na tym osiedlu najgroźniejsze były psy sąsiadów i głupie dzieciaki robiące kawały... I jeszcze Sam... Czy mówiły o tym samym człowieku? To jakby nie możliwe, żeby Sam... Chociaż nigdy nie pytała go o jego życie, a i on sam nic nie mówił. Miała okropny mętlik w głowie. Ten sztylet strasznie ją fascynował, ale równocześnie miała ochotę wyrzucić go w cholerę. Całą drogę do domu gapiła się jak głupek w sterty liści, krzaki i klomby, wypatrując tam kogoś. Jednak nikogo nie zauważyła. Weszła ostrożnie do domu. Na progu nie zastała Zacha, w spokoju zdjęła więc buty i ustawiła je równo przy ścianie. Wchodząc po schodach jednak napotkała wzrok brata. Zbyt zaaferowana Jessie, sztyletem i całą tą sprawą wpadła szybko do swojego pokoju. Prawie od razu włączyła komputer i poszukała w znajomych Sama na każdym portalu społecznościowym jakiejkolwiek Jessie. Ale nie było jej tam. Pewnie chodziło jej o innego Sama. Ale jakiego? Znała tylko jednego... Wyłączyła komputer i jeszcze raz przyjrzała się sztyletowi. Choć nie posiadał prawie żadnego zdobienia był oszałamiający. Może dlatego, że Emily nigdy nie miała do czynienia z żadnym sztyletem (chyba, że liczyć noże kuchenne mamy). Położyła go przed sobą na łóżku, pokręciła głową i zaśmiała się cicho. W co ona znowu się wplątała? Przejechała delikatnie kciukiem po ostrzu sztyletu. Chociaż praktycznie nic nie poczuła, na jej skórze pojawiły się kropelki krwi. Jak zahipnotyzowana wpatrzyła się w ostrze i swój kciuk. Potem podniosła go do ust, by krew nie pobrudziła jej narzuty. Sztylet wylądował na szafeczce nocnej, a ona sama szybko przebrała się i poszła spać.

1 komentarz:

Dziękuję za wszystkie zostawione komentarze, te pochwalne i zupełnie nie ;) Tak więc, jeśli coś wam się nie podoba, czegoś za mało lub za dużo: zapraszam do komentowania, postaram się spełnić wasze życzenia ;)