Zapraszam do lektury 3 rozdziału "Infinity", który jest nieco krótszy od poprzednich, ale myślę, że nadrabia treścią ;) Jednym słowem: trochę się podzieje :)
+Zapraszam do śledzenia mojego tumblra, na którym będą pojawiać się zapowiedzi rozdziałów klik :)
_______________________
- Jak było na zakupach? - spytał Sam podając jej puszkę coli.
+Zapraszam do śledzenia mojego tumblra, na którym będą pojawiać się zapowiedzi rozdziałów klik :)
_______________________
- Jak było na zakupach? - spytał Sam podając jej puszkę coli.
-
Byłoby świetnie - rzuciła Em spoglądając na niego. - Gdyby nie
Margaret.
-
Czyli w miarę udane? - zaśmiał się chcąc poprawić jej humor.
Emily również się roześmiała. Sam był typem człowieka, którego
nie dało się nie lubić. Zawsze uśmiechnięty, tylko on potrafił
wysłuchać Emily. Słuchał o Zachu, o matce, o jej własnych
problemach, o których nie mówiła nikomu innemu. Jemu ufała
najbardziej. Owszem, przyjaźniła się z dziewczynami i chłopakami
ze szkoły (wolała nawet przebywać z chłopakami, którzy chyba
byli zbyt głupi, żeby ogarnąć dwulicowość), ale nigdy nie
zwierzała im się ze swoich problemów.
∞
Jeszcze
chwilę rozmawiała z Samem, po czym postanowiła wrócić do domu.
Była już znużona całym tym dniem, chociaż rozmowa z Samem ją
odprężyła i pozwoliła jej na chwilę miłego nie przejmowania
się.
Ruszyła
powoli ulicą, nie poszła jednak prosto do domu, tylko chwilę
powłóczyła się po osiedlu. Mijała rzędy identycznych domków,
różniących się jedynie samochodami na podjazdach i ogródkami.
Przejrzała listę piosenek na swoim telefonie i wybrała "Stereo
Hearts" Gym Class Heroes. Podśpiewując cicho, ruszyła dalej.
Bardzo
powoli robiło się ciemno, ale Em bynajmniej to nie przeszkadzało.
Po przesłuchaniu kilku piosenek wyłączyła muzykę i wsłuchała
się w wiatr, który poruszał delikatnie liśćmi na drzewach i
krzakach. Gdy doszła do pobliskiego parku, usiadła na najbliższej
ławce. Park był prawie pusty - była to bowiem pora wieczornych
wiadomości i dobranocki. Podciągnęła nogi na ławkę by usiąść
po turecku i poprawiła koczek, który przez cały dzień zdążył
jej się popsuć. Nagle przysiadła się do niej jakaś dziewczyna.
Em rozejrzała się po parku. Było mnóstwo wolnych ławek, ona
jednak wybrała tą, na której siedziała Emily. Była na oko w
wieku Em, miała krótkie, obcięte na chłopaka czarne włosy. Była
ubrana w luźne bermudy i dopasowaną bluzę. Em zmarszczyła lekko
brwi. Zawsze czuła się nieco nieswojo
w towarzystwie obcych ludzi.
-
Jesteś Emily prawda? - Em aż podskoczyła z zaskoczenia. Dziewczyna
miała przyjemny głos o ciepłej barwie.
-
T-tak - powiedziała zaskoczona i spojrzała na nią niepewnie.
-
Chodź - złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.
-
O co chodzi? - Emily wstała posłusznie i poszła za nią. Gdy nie
odpowiadała Em ponowiła pytanie. Dziewczyna jednak nadal nic nie
mówiła. Kiedy doszły na koniec parku, nieznajoma rozejrzała się
nerwowo.
-
Nazywam się Jessie. Nic innego nie mogę ci powiedzieć. Znaczy na
razie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie i... - znów się
rozejrzała - masz. - włożyła jej do ręki zgrabny sztylet.
-
Po co mi to? - zapytała patrząc na ostry sztylet. Był przepiękny.
Wykonany z lekkiej stali, idealnie leżał w jej dłoni.
-
Do obrony. Jakbyś potrzebowała - wyjaśniła Jessie. - Jeśli
będziesz coś ode mnie chciała, to daj znać Samowi. On wie gdzie
mnie szukać - powiedziała Jess i prawie momentalnie zniknęła
między liśćmi pobliskich krzewów. Em jeszcze raz popatrzyła na
sztylet, po czym włożyła go ostrożnie do torby. Przeszła szybko
przez park rozglądając się. Co na myśli miała Jessie dając jej
ten przeklęty nóż. Przecież na tym osiedlu najgroźniejsze były
psy sąsiadów i głupie dzieciaki robiące kawały... I jeszcze
Sam... Czy mówiły o tym samym człowieku? To jakby nie możliwe,
żeby Sam... Chociaż nigdy nie pytała go o jego życie, a i on sam
nic nie mówił. Miała okropny mętlik w głowie. Ten sztylet
strasznie ją fascynował, ale równocześnie miała ochotę wyrzucić
go w cholerę. Całą drogę do domu gapiła się jak głupek w
sterty liści, krzaki i klomby, wypatrując tam kogoś. Jednak nikogo
nie zauważyła. Weszła ostrożnie do domu. Na progu nie zastała
Zacha, w spokoju zdjęła więc buty i ustawiła je równo przy
ścianie. Wchodząc po schodach jednak napotkała wzrok brata. Zbyt
zaaferowana Jessie, sztyletem i całą tą sprawą wpadła szybko do
swojego pokoju. Prawie od razu włączyła komputer i poszukała w
znajomych Sama na każdym portalu społecznościowym jakiejkolwiek
Jessie. Ale nie było jej tam. Pewnie
chodziło jej o innego Sama. Ale jakiego? Znała tylko jednego...
Wyłączyła komputer i jeszcze raz przyjrzała się sztyletowi. Choć
nie posiadał prawie żadnego zdobienia był oszałamiający. Może
dlatego, że Emily nigdy nie miała do czynienia z żadnym sztyletem
(chyba, że liczyć noże kuchenne mamy). Położyła go przed sobą
na łóżku, pokręciła głową i zaśmiała się cicho. W co ona
znowu się wplątała? Przejechała delikatnie kciukiem po ostrzu
sztyletu. Chociaż praktycznie nic nie poczuła, na jej skórze
pojawiły się kropelki krwi. Jak zahipnotyzowana wpatrzyła się w
ostrze i swój kciuk. Potem podniosła go do ust, by krew nie
pobrudziła jej narzuty. Sztylet wylądował na szafeczce nocnej, a
ona sama szybko przebrała się i poszła spać.
Tajemnicza broń od nieznajomej? I like it! :D
OdpowiedzUsuń