Przed wami drugi rozdział Infinity - jak zwykle mam nadzieję, że się spodoba. Wyjeżdżam już w sobotę rano, więc kolejne rozdziały pojawią się po moim powrocie, czyli 27 lipca :)
____________________________
Po powolnym ubraniu się i ogarnięciu w łazience, żeby nie wyglądać jak zombie, zwlokła się po schodach na późne śniadanie. Zegar w kuchni pokazywał godzinę - dzięki Bogu - 11. Mama krzątała się po kuchni, najwyraźniej sprzątając po ogólnym śniadaniu, które chyba niedawno musiało się zakończyć. Emily otworzyła lodówkę by wyciągnąć z niej owocowy jogurt (bo nic innego rano nie przechodziło jej przez gardło).
____________________________
Po powolnym ubraniu się i ogarnięciu w łazience, żeby nie wyglądać jak zombie, zwlokła się po schodach na późne śniadanie. Zegar w kuchni pokazywał godzinę - dzięki Bogu - 11. Mama krzątała się po kuchni, najwyraźniej sprzątając po ogólnym śniadaniu, które chyba niedawno musiało się zakończyć. Emily otworzyła lodówkę by wyciągnąć z niej owocowy jogurt (bo nic innego rano nie przechodziło jej przez gardło).
-
Dzień dobry kochanie - zaszczebiotała mama, wyraźnie ucieszona.
Czyżby jej siostra i dziadkowie wreszcie pojechali? Em ucieszona w
duchu, że nie będzie musiała już ich widzieć (szczególnie
ciotki Margaret) odwróciła się do mamy z lekkim uśmiechem na
twarzy, który szybko z niej zszedł. Obok mamy stała - nie kto inny
jak ciotka Margaret. Emily otworzyła lekko usta i cały czas patrząc
na ciotkę, otworzyła jogurt i wyrzuciła wieczko do kosza.
-
Zabieram cię na zakupy - oświadczyła ciotka z dziwnym uśmiechem.
Em zdążyła pomyśleć tylko "o nie" i upuściła jogurt,
który rozbryzgał się po całej podłodze w kuchni i ubrudził jej
ulubione skarpetki w misie. Westchnęła ciężko - po części ze
względu na zakupy, a po części ze względu na misie - sięgając
po papierowe ręczniki i zaczęła sprzątać. Kątem oka zauważyła
Zacha, który wylazł ze swojej nory i z satysfakcją przypatrywał
się Emily. Cudem powstrzymała się od rzucenia w niego zużytym
ręcznikiem - całym w jogurcie. Gdy wreszcie było jako-tako
ogarnięte mama powiedziała, że już posprząta. A Emily, chcąc
nie chcąc powlokła się na górę, by zmienić skarpetki i - o
matko - chociaż trochę przygotować się na zakupy z ciotką. Wziąć
jakieś prochy czy coś. Może zadzwoni do Alana - tego podejrzanego
gościa, którego raz już chyba przymknęli za posiadanie i
rozprowadzanie trawy - i kupi jakąś skromną porcyjkę dla siebie.
Albo dla Margaret. Potrząsnęła głową i przechodząc obok Zacha
niby niechcący pacnęła go ubrudzoną skarpetką. On jednak był
albo za bardzo jeszcze zaspany, albo zbyt zaskoczony by zareagować.
U
siebie w pokoju w rzeczywistości wzięła tabletki - jednak były to
te zwyczajne od bólu głowy. Przez tą całą sytuację autentycznie
rozbolała ją głowa i bynajmniej nie miała ochoty na zakupy z
kimkolwiek. Zwłaszcza z Margaret, która będzie cały czas mówić.
I mówić. I jeszcze więcej MÓWIĆ. Szukając krótkich skarpetek
przeklinała chwilę, w której wyszła dziś z pokoju i zeszła do
kuchni. To był pierwszy i najgorszy błąd dzisiejszego dnia.
Wciągnęła na nogi skarpetki i przejrzała się w lustrze wiszącym
na ścianie. Długie brązowe włosy ściągnęła dziś w koczka na
czubku głowy. Na oko, mimo ciągłego poprawiania, spadał jeden
niesforny kosmyk. Jej szare oczy podkreślała jasna karnacja. Dla świętego spokoju przebrała się w luźniejszą
koszulkę, bo znając Kalifornię mimo dość wczesnej godziny było
już okropnie gorąco. Po chwili zastanowienia ściągnęła również
skarpetki - pójdzie w japonkach. W trampkach się przecież ugotuje.
Przy
drzwiach wyjściowych czekała już ciotka - z tym samym irytującym
uśmiechem na twarzy - i oglądała sobie jakąś modową gazetkę.
Emily przewróciła oczami i poszła poszukać japonek w garderobie.
Gdy wreszcie je znalazła wyszła na korytarz. Margaret podniosła
wzrok znad gazetki i uśmiechnęła się.
-
Możemy iść? - zapytała nieco skrzekliwym głosem.
-
Jasne - Em próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł raczej
grymas. Ciotka wyszła przed dom - tam postawiła swój samochód.
Miały pojechać do sąsiedniego nieco większego miasta, w którym
znajdowało się spore centrum handlowe. Emily lubiła tam chodzić.
Ale raczej sama lub w otoczeniu koleżanek. Z mamą po sklepach
chodziła rzadko, z Margaret - nie chciała nigdy. Wsiadły do
samochodu - Margaret cały czas mówiąc - i zapięły pasy. Emily
wyciągnęła iPhone'a żeby napisać tweeta o tym jak bardzo jej
źle. Niemal od razu pojawiły się wyrazy współczucia od koleżanek
ze szkoły. Em uśmiechnęła się do siebie, schowała telefon i
zaczęła przynajmniej próbować posłuchać ciotki.
-
I wtedy ona ją złapała! - Margaret roześmiała się, a Emily
razem z nią, chociaż nie wiedziała kto złapał co, czy może
odwrotnie. Jednakże wyszło na to, że Em jest bardzo miła i
słuchała wszystkiego co mówiła ciotka. Uff.
-
Hmm, Margaret...? - ciotka wolała gdy mówiło się do niej po
imieniu. - Po co zabrałaś mnie na te zakupy? - zapytała, bo po
pierwsze była ciekawa, a po drugie wolała słuchać powodów
zabrania jej na zakupy niż dziwacznych opowieści o niczym.
-
Wydawało mi się, że lubisz chodzić po sklepach - odpowiedziała
ciotka z uśmiechem przyklejonym do twarzy, cały czas patrząc się
na drogę.
-
Mhm, lubię - powiedziała Emily trochę zsuwając się z siedzenia.
"Ale wydawało mi się, że nie z tobą" dodała już w
myślach. Resztę drogi przejechały w milczeniu - niestety tylko ze
strony Emily. Ciotka nadawała jak najęta.
∞
Resztę
dnia spędziły w sklepach. Według Margaret było cudownie (szkoda,
że nie dla Emily). Wyszły z centrum obładowane torbami zakupów
(Em kupiła sobie tylko książkę, reszta zakupów należała do
ciotki). Gdy wszystkie zakupy znalazły się cudem w samochodzie,
Margaret oświadczyła, że jeszcze wejdzie do Starbucks'a, bo nie
wytrzyma chyba bez kawy, po czym zachichotała i zapytała czy Emily
też coś chce.
-
Truskawkowe frappucino - wymamrotała Em siadając w samochodzie.
Ciotka tylko się uśmiechnęła, odwróciła i pobiegła do
kawiarni. W tym czasie Emily wymieniła kilka tweetów ze znajomymi i
wysłała SMS-a Samowi, żeby zostawił jej puszkę coli, bo jeszcze
przyjedzie na plażę. Wkrótce wróciła ciotka ze swoją kawą i
frappucino Em. Wyjechały z parkingu i pojechały w stronę ich
miasteczka. Margaret znów zaczęła mówić, tym razem o zakupach i
chyba 3 razy zapytała się Emily dlaczego kupiła tylko książkę i
płytę, a nie chciała żadnych ubrań. Em odpowiedziała tylko raz.
∞
Gdy
wreszcie dojechały, Emily odetchnęła z ulgą, podziękowała
Margaret za świetne zakupy i wyszła z samochodu. Ciotka odjechała,
a Em została sama na ulicy. Po kilku chwilach stania w jednym
miejscu i zastanawiania się, weszła do domu, zostawiła swoje
zakupy na stoliku przy schodach i wzięła longboarda z garderoby.
Poinformowała matkę, że wychodzi i nie zwracając uwagi na Zacha,
który robił do niej dziwne miny, wyszła z domu.